No
i mamy proszę
państwa
nową
falę
emigracji. Całe
szczęście
jest to taka emigracja na pół
gwizdka. Pojadą,
zarobią,
to na rozwód, to na fatałaszki
i wracają do naszego grajdoła.
Dziś
mam przyjemność
rozmawiać
z jedną z uczestniczek
tego smutnego procederu. Na moje pytanka odpowiada moja przybrana córeczka Joanna Kamińska.
|
Joanna w nowych, złotych czwiczkach |
GG: Tak ci źle było w kraju, żeś musiała wyjeżdżać? Ja tam uważam,
parafrazując Monty Pythona, że jak ktoś nie umi w kraju na dupie
usiedzieć, to nie powinni go wpuszczać z powrotem. Albo powinni go
sowicie opodatkować. Co Ty na to?
JK: Nie stać mnie na to, więc się z tym nie zgodzę. Miałam przywieźć ze sobą
milion euro, a wracam biedniejsza niż byłam przed wyjazdem!
GG: Mówiłam: nie jedź, toś nie chciała słuchać. Lepiej bidę klepać w chacie, niż u francuskiego pana na szmacie. No ale do rzeczy. To co tam robiłaś w tej Francji, co?
JK: A
czyściłam baseny, grabiłam liście, byłam kelnerką nie znającą
francuskiego, a także zabawiałam indyjskie dzieci z Niemiec. Zanim
jednak dostałam pracę to jeździłam stopem i mieszkałam na cygańskim
kempingu
GG: Nie brzmi to dobrze, powiem ci. Dziewczyny są natomiast ciekawe, co sobie kupiłaś w stolicy mody, szumnie zwanej Paryżem.
JK: Kupiłam
se złote trzewiki i bluzeczkę u przystojnego sprzedawcy, zegarek z Jezusem i Maryją, koszulinę, ledżajny, najeczki,
sukienkę i to chyba tyle. Must havem sezonu w pari są obrzydliwe buty ze
skitraną koturną, ich sobie nie kupiłam.
GG: Co to jest skitrana koturna?
JK: No takie, że niby nie na koturnie. Tenisówki a na koturnie.
GG: A to paskudztwo! A powiedz mi, nauczyłaś się tam czegoś za tą granicą, zmądrzałaś coś? Czy jesteś takim samym głuptasem jak do tej pory?
JK: Troche
żem chyba zmądrzała, na pewno więcej się uśmiecham (w końcu nie
będziesz nazywać mnie nabzdyczonym bachorem) i mniej narzekam, co mam
nadzieje nie ulegnie zmianie wraz z powrotem do Krakowa.
GG: Podobno matka na odległość zyskuje. Czy to prawda?
JK: Jest
to prawda, ale czar pryska zaraz po piętnastu minutach po przyjeździe, wraz z pytaniami:
jesteś głodna? masz coś do prania? chcesz sera białego?
GG: Ja ci sera nie proponowałam! Jak cię powitano? Zdążyłaś już zrobić coś głupiego po powrocie?
JK: Powitano
mnie dokładnie w taki sposób, jaki to sobie wyobrażałam - odurzyłam się
z przyjaciółką i całowałyśmy się na dywanie słuchając techno, byłam z
ziomusiami na obiedzie, sprawdzałam czy nie ma w mieście jakiejś bawki,
tańczyłam poloneza i znieważałam wisłe, policje i cyganów. Dziś wracając
do domu, czułam się tak źle, że musiałam wejść do kościoła sobie
odpocząć i obawiam się, że cały mój misterny plan spędzania czasu w
bibliotece na Rajskiej i umawiania się tylko z homoseksualistami na
picie napoi bezalkoholowych, legł w gruzach.
GG: Zwłaszcza, że nie wiem gdzie byś takich gejów znalazła co tylko kolkę bez wkładki piją. Ale cieszysz się, że wróciłaś?
JK: Ogólnie
to tak, ale jest to radość na smutno. Bo razem z powrotem do
przyjemnostek, powróciłam do rzeczy złych, od których przez te dwa
miesiące odpoczywałam.
GG: Gorzkniejesz nam na nowo. Jak to w Krakowie. Chcesz w przyszłym roku znowu jechać harować dla bogaczy z zachodu?
JK: Już
zaplanowałam, że tak. W smutnej Polsce żaden szef nie będzie mówił ci,
że jak ci się nie chce jutro pracować, to możesz pożyczyć od niego
samochód i pojechać na plażę, a po tym jak mówisz że jeździłaś pięć godzin na
rowerze przynosi wino 'bo po wysiłku się trzeba napić' i nie chce żebyś
oddawała mu pieniądze za bilet na tgv do Paryża, bo to drogie miasto i
lepiej żebyś miała więcej kasy.
GG: Czy ten szef dobry jak Matka Terasa nie miał aby niecnych zamiarów?
JK: A skądże, był kochanym dziadkiem, który podgwizdywał i podśpiewywał pod
nosem chodząc po ogrodzie. Jego postać przywróciła mi wiarę w ludzi!
GG: No niech ci będzie, że taki poczciwy. Czym się zajmiesz teraz, w ojczyźnie? W jakiej tancbudzie polejesz nam za darmoszkę?
JK: To się wszystko jeszcze okaże, bo nie wykluczone, że jeśli ktoś zaproponuje mi kolejny wyjazd to zgodzę się bez wahania.
GG: Czyli wszędzie źle, ale w domu najgorzej.